Szpik na wagę życia
Co godzinę jedna osoba w Polsce dowiaduje się, że ma białaczkę. Kiedy mieszkający w Oławie Piotr Soroczyński rejestrował się jako potencjalny dawca szpiku, nawet nie pomyślał, że już w lipcu 2014 będzie leżał w szpitalu w Gliwicach, by oddać komórki macierzyste i uratować komuś życie. W tym samym czasie w Kanadzie sześćdziesięciolatek chory na białaczkę, modlił się, żeby Polak w ostatniej chwili się nie wycofał. To dzięki niemu miał przecież żyć...
Rejestracja - to banalnie proste
- Moja przygoda z Fundacją DKMS rozpoczęła się w 2010 r - Piotr dokładnie pamięta moment zgłoszenia jako potencjalnego dawcy - Powiem szczerze, że przed rejestracją nie miałem zielonego pojęcia, co ten skrót oznacza. O istnieniu Fundacji dowiedziałem się całkiem przypadkowo, trafiając na link w Internecie. Do podjęcia decyzji zmotywowała mnie myśl, że dając tak niewiele od siebie, mogę uratować czyjeś życie.
Do rejestracji wystarczy Internet i odrobina dobrej woli. Należy wypełnić formularz i czekać na przesyłkę, w której dostaniemy pałeczki służące do wymazu z jamy ustnej. Tak pobrane próbki odsyłamy do DKMS. Często organizowane są także akcje np. w galeriach handlowych czy na festynach, podczas których w parę minut można dopełnić niezbędnych formalności i zostawić próbki. Teraz pozostaje już tylko czekać.
Telefon - możesz uratować komuś życie
Prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego dawcy niespokrewnionego z pacjentem jest niewielkie i wynosi 1: 20000 do 1: kilku milionów. Chyba łatwiej wygrać w totolotka. W kwietniu 2014 Piotr otrzymał sygnał od koordynatora, że spełnia kryteria. Ktoś potrzebował jego szpiku. W takim momencie wielu potencjalnych dawców ogarnia strach. Pojawia się paniczna myśl: "A jeśli coś pójdzie nie tak? A jeśli to ja będę walczył o życie". Wiele osób wycofuje się - Piotr nie wahał się ani przez chwilę.
- Ogarnęła mnie niesamowita radość, że mogę realnie pomóc - wspomina tamten kluczowy moment Piotr - Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, co mnie czeka i jaka odpowiedzialność spoczywa na mnie. Pracownik fundacji, Kamil, wytłumaczył mi wszystko bardzo szczegółowo, udzielił odpowiedzi na wszelkie pytania. Następnie umówił mnie na pobranie krwi do szpitala w Oławie w celu wykonania dokładnych badań i przeprowadzenia tzw. typizacji - sprawdzenie zgodności genetycznej mojej i pacjenta.
Piotr bardziej niż samego pobierania bał się badania. Tego, że przez jakąś dolegliwość może zostać wykluczony i tym samym odebrać komuś nadzieję na życie. Na szczęście testy potwierdziły zgodność antygenów HLA. Piotr mógł zostać dawcą!
Nie taki diabeł straszny
- Kolejne badania czekały na mnie w klinice w Gliwicach. Cały czas była przy mnie pielęgniarka. Czuwała, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Wkrótce Piotr zaczął przyjmować czynnik wzrostu. Zastrzyki podawane były w brzuch, w oławskim szpitalu i okazały się zupełnie bezbolesne.
9 lipca 2014 o godz. 8.00 Piotr wchodził do kliniki w Gliwicach. Spotkało go ciepłe przyjęcie, uśmiechy pielęgniarek i specjalistów. Wytłumaczyli mu dokładnie, jak będzie przebiegał zabieg, odpowiadali na wszelkie pytania. Miał poczucie, że trafił w najlepsze ręce. - Pobór komórek nie boli. Wszystko odbywa się pod nadzorem opieki medyczne - relacjonuje Soroczyński. -Towarzyszą ci ciągłe pytania: czy wszystko w porządku, czy nie chcesz się czegoś napić, coś zjeść. Wystarczy wygodnie ułożyć się w fotelu i wpatrywać w woreczek, który z każdą godziną wypełnia się komórkami.
Pobieranie trwało 4 godziny. Po oddaniu komórek macierzystych zostało jeszcze oczekiwanie, czy to wystarczająca ilość, czy też konieczne będzie dobranie szpiku. W przypadku Piotra skończyło się na jednej wizycie, choć deklaruje, że gdyby zaszła potrzeba, bez wahania powtórzyłby zabieg. Kiedy wychodził ze szpitala, rozpierała do duma i ogromna radość. Dzięki niemu ktoś miał dostać szansę na życie.
Pacjent niczym ojciec
- Po wszystkim zadzwonił telefon z Fundacji DKMS z informacją komu pomogłem. Biorcą okazał się 60-letni mężczyzna z Kanady, a więc człowiek w wieku mojego taty. Uczucia, którego wówczas doznałem, nie da się opisać. "Zrobił Pan coś naprawdę wielkiego" -usłyszałem w słuchawce. To był niezapomniany moment.
Dopiero teraz zaczyna się najważniejsze zmaganie - walka biorcy o życie. -Zapytano mnie, czy w razie potrzeby oddam komórki macierzyste raz jeszcze, bo czasem jest taka konieczność. Nie miałem wątpliwości. Teraz każdego dnia trzymam kciuki za biorcę - mojego "genetycznego bliźniaka".
Od momentu wymazu ze śliny, aż po chwilę opuszczenia szpitala, na drodze dawcy stoją profesjonaliści, którzy służą pomocą, radą i wsparciem w chwili ewentualnego zawahania. Rejestracja w DKMS nie wymaga wiele czasu, a pobranie komórek nie boli. Zostaniemy dokładnie przebadani i poinformowani o całym procesie. Nie trzeba się także martwić o koszty - za każdą nieobecność w pracy związaną z oddaniem szpiku należy się 100% wynagrodzenia. Nie ponosimy kosztów dojazdu, hotelu, wyżywienia itp. - pokrywa je Fundacja.
- I najważniejsze - ratujesz życie. Tego uczucia nie kupisz za żadne pieniądze. A za 2 lata... może spotkasz człowieka, któremu podarowałeś najcenniejszy skarb - życie.
Podziękowania
- Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy przeprowadzili mnie przez cały proces i nigdy nie dali odczuć, że jestem w tym sam - podsumowuje oławski dawca - Koordynatorom Fundacji DKMS za odpowiedzi na wątpliwości, za informacje i wzorową organizację. Personelowi medycznemu Centrum Onkologii im. Marii Skłodowskiej- Curie w Gliwicach za miłe przyjęcie i opiekę. Pani Małgorzacie Wlazło -Naczelnej Pielęgniarce ZOZ Oława i całemu Personelowi Nocnej i Świątecznej Pomocy za wspaniałe zorganizowanie procesu podawania zastrzyków - byliście fantastyczni i bardzo delikatni. I oczywiście najbliższym, za to, że nigdy nie zwątpili w sensowność mojego działania.
[KS]
//