Z Jelcza-Laskowic na Mont Blanc
Dwóch mieszkańców Jelcza-Laskowic, Sebastian Poparda i Tomasz Skiba wyruszyli samochodem w niecodzienną podróż, ich celem było zdobyć Mont Blanc. Chcieli wejść na szczyt stylem klasycznym o własnych siłach bez pomocy wyciągów i kolejek górskich. Wyprawę rozpoczęli 5 września, wyruszając w stronę Francji do małej górskiej miejscowości Les Houches (996 m n.p.m.)
- Pierwszym etapem wspinaczki było dotarcie z wielkim plecakiem pełnym sprzętu do bazy namiotowej przy schronisku Tete Rousse na wysokości 3167 mnpm. Jak na pierwszy dzień to duże wyzwanie – mówili.
Tego typu wyprawy wysokogórskie wymagają od uczestników aklimatyzacji na danym terenie. Od tego też rozpoczął się drugi dzień wyprawy. O drugiej w nocy, po kilku godzinach snu wyruszyli z latarkami na treking do schroniska Gouter (3817 m n.p.m.).
- Wychodząc nocą, kierowaliśmy się wskazówkami ekip mieszkających w miasteczku namiotowym. Ponoć tak miało być lepiej i bezpieczniej.
Sebastian i Tomasz początkowo szli sami. Po godzinie zauważyli kogoś z lampką nad nimi i zaczęli podążać za światełkiem. Jednak po chwili zeszli ze szlaku i wspinali się coraz trudniejszą i niebezpieczną drogą. Po trzech godzinach dotarli do tej osoby. Był to obywatel Turcji, który sam zabłądził. Była czwarta w nocy, a sytuacja wyglądała źle. Zbyt stromo na zejście, dookoła przepaść. Postanowili poczekać do wchodu słońca.
- Było -10 C. Mało miejsca na półce skalnej. Całe szczęście mieliśmy ze sobą ciepłe śpiwory.
O świcie okazało się, że sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, niż myśleli. Zdecydowali się zadzwonić po pomoc. Ratownik górski wysłał po nich helikopter. O 8:30 zostali ściągnięci ze ściany i przetransportowano ich do bazy namiotowej. Ratownicy przyznali, że wiele osób w tym miejscu gubi drogę i łapie się w tę pułapkę.
Ta niezapowiedziana „przygoda” nie odstraszyła jelczan. Po zjedzonym śniadaniu postanowili dotrzeć do schroniska Gouter. Droga do Gouter z Tete Rousse jest trudna i ryzykowna ze względu na luźne położenie. Kamienie w tamtym miejscu się sypią i jest bardzo stromo, brakuje również punktów asekuracyjnych. Po kilku godzinach dotarli na miejsce
- Czuliśmy się na tyle dobrze, że postanowiliśmy wspiąć się wyżej. – relacjonuje Sebastian
Po śniegu i lodzie, przy zachodzie słońca dotarli do schronu ratunkowego Vallot na wysokości 4362 m n.p.m. W schronie przeczekali noc. Następnego dnia po śniadaniu ruszyli na szczyt. Pogoda była idealna. Słońce i chmury w dole, bez wiatru. Około godziny 12:00, 9 września zdobyli szczyt Mon Blanc (4810 m n.p.m.).
- To niesamowite miejsce, widoki zapierają dech w piersiach. Na szczycie spędziliśmy 15 minut i wróciliśmy do miasteczka namiotowego Tete Rosse (3167 m n.p.m.). W schronisku zjedliśmy kolację, popijając piwem o słodkim smaku – wspominają podróżnicy.
Następnego dnia Sebastian i Tomasz zeszli na sam dół. Szczęśliwie zakończyli wyprawę kąpiąc się w górskiej rzecze L"Arve.
- To była udana i przemyślana wyprawa na Mont Blanc. Jesteśmy szczęśliwi, że pogoda dopisała, a nogi wytrzymały i głowa nie bolała od wysokości. Już dziś myślimy o kolejnej wyprawie. Tym razem będzie to nieco bliższy region. Chcemy zimową porą zdobyć polskie Tatry.
Chcesz podzielić się swoją wyjątkową przygodą / wyprawą z nami? Nie czekaj, zgłoś się już teraz: [email protected]