Komunalne dla księdza
Urząd Miejski uczynił w 2007 roku głównym najemcą mieszkania komunalnego Andrzeja P., proboszcza parafii oddalonej od Oławy o 100 km. Wniosek umotywowano ciężkim stanem zdrowia Marii P., matki księdza, która dotychczas miała prawa do lokalu. Ale opieką nad matką zajęła się potem córka. Dlaczego nie sprawdzono, czy Andrzej P. na stałe mieszka w Oławie? Dlaczego głównym najemcą został ksiądz, który w swojej parafii ma zapewnione stałe miejsce zamieszkania?
Historia sprzed siedmiu lat powróciła przy okazji zawiadomienia o przestępstwie, które wpłynęło do Prokuratury Rejonowej w Oławie w listopadzie 2014 roku. Zięć pani Marii Franciszek Głuszczak twierdzi, że ks. Andrzej popełnił przestępstwo oszustwa. Według niego podstępem zdobył podpis schorowanej, nieświadomej treści wniosków i konsekwencji czynności 80-letniej matki. Wszystko po to, aby zostać najemcą mieszkania komunalnego. 13 marca 2007 wydział gospodarki komunalnej wyraził zgodę na zmianę głównego najemcy na ks. Andrzeja. Głuszczak twierdzi, że odbyło się to z naruszeniem prawa. Zwraca uwagę, że wniosek o zawarcie umowy najmu lokalu wystosowano jeszcze zanim urząd podjął decyzję o zmianie lokatora. W piśmie do prokuratury czytamy, że zgodnie z obowiązującym prawem zmiana głównego najemcy może nastąpić z chwilą śmierci lub w przypadku wyprowadzenia się dotychczasowego głównego lokatora. Nic takiego nie miało miejsca. Głuszczak twierdzi, że burmistrz był świadomy fikcyjnego meldunku, ponieważ funkcja kapłańska uniemożliwia ks. Andrzejowi stałe przebywanie w Oławie. Zwraca uwagę, że Urząd Miejski przed podjęciem decyzji nie przeprowadził wywiadu środowiskowego i nie ustalił statusu przyszłego najemcy głównego. Podkreśla, że lokal o powierzchni niemal 140 m kw. przyznano jednej osobie, w dodatku duchownemu, który nie ma problemów z zaspokojeniem potrzeb mieszkaniowych.
Co na to urząd?
Próbowałem ustalić, jak mogło dojść do takiej decyzji. Jacek Pilawa, ówczesny wiceburmistrz do spraw mieszkaniowych jest przekonany, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem: - Każda decyzja tego typu jest obudowana pracą i informacjami z wydziału. W tym wypadku też tak było. Jako szef pionu ponoszę odpowiedzialność za jego pracę, ale jestem przekonany, że wydział pracował rzetelnie. Oczywiście, ktoś może mieć inne zdanie, uruchamia wtedy procedury, które to sprawdzą. W rozmowie z burmistrzem Tomaszem Frischmannem chciałem wyjaśnić wątpliwości dotyczące pracy podległego mu działu. Burmistrz nie znalazł czasu na spotkanie, polecił przysłanie maila z pytaniami. Przesłałem go 2 lutego. Pytałem, czy przeniesienie praw głównego najemcy z matki na syna odbyło się zgodnie z prawem? Dlaczego Urząd Miejski nie przeprowadził wywiadu środowiskowego? Dlaczego wydano zgodę na fikcyjny meldunek? Czy burmistrz zajmie się bliżej tą sprawą, sprawdzi odpowiedzialność pracowników i ewentualnie wyciągnie wobec nich odpowiedzialność? Burmistrz odpowiedział, że przepisy nie regulują sprawy zmiany głównego najemcy za jego życia, a wywiad środowiskowy przeprowadza się w odniesieniu do rodzin ubiegających się o umieszczenie na liście oczekujących na mieszkanie. W odpowiedzi na pytanie o fikcyjny meldunek księdza burmistrz napisał: "Osoby pełniące posługę kapłańską co jakiś czas zmieniają parafię i zazwyczaj są tam zameldowane tymczasowo. Główny najemca chcąc zameldować jakąś osobę, potwierdza fakt jej przebywania w danym miejscu zamieszkania". W 2009 Franciszek Głuszczak, wyposażony w pełnomocnictwa Marii P., złożył wniosek o przywrócenie jej praw do mieszkania. Poinformował urząd o tym, że główny lokator rzadko przebywa pod wskazanym adresem i że pełni funkcję proboszcza w parafii poza powiatem oławskim. Mimo dokładnych informacji podtrzymano pierwotną decyzję. - Nie pamiętam dokładnie tej sprawy, było to wiele lat temu, a jako wiceburmistrz codziennie miałem do czynienia z wieloma przypadkami - mówi Zenon Leja, który podpisał odmowne rozpatrzenie sprawy. - Stosowny wydział przeanalizował tę sytuację i uznał, że nie ma podstaw prawnych do cofnięcia decyzji. Jestem przekonany, że urząd dołożył wszelkich starań, żeby sprawdzić ten przypadek. Głuszczak mówi, że dwukrotnie rozmawiał o tym z ówczesnym wiceburmistrzem. Odwołuje się do wpisów w księdze urzędowej. Twierdzi, że Leja dowiedział się od niego o szczegółach sprawy i nie było tak, że podejmował decyzję wyłącznie w oparciu o analizę przedłożoną mu przez wydział gospodarki komunalnej.
Z najemcy właściciel
W 2009 ks. Andrzej wykupił mieszkanie. Odbyło się to w tajemnicy i z pominięciem licznego rodzeństwa. Potem doszło do bulwersującego konfliktu rodzinnego, o którym donosiły media. Schorowaną matką zaczęła się opiekować córka Janina. Tymczasem ks. Andrzej odciął telewizję kablową, odłączył bojler, wnioskował u dostawców o wyłączenie prądu i gazu. Ograniczył własnej matce swobodę korzystania z mieszkania montując zamki w dwóch pokojach. Rodzina obawia się, że mieszkanie może być sprzedane, a 88-letnia matka oddana do domu opieki. Dlatego Głuszczak domaga się wpisania do ksiąg wieczystych służebności mieszkaniowej na jej rzecz bądź dożywocia, co gwarantowałoby kobiecie spokojne przebywanie na miejscu aż do śmierci. Kolejnym postulatem jest przeprowadzenie remontu i dostosowanie łazienki do potrzeb osoby niedołężnej. Uważa też że mieszkanie powinno być zwrócone matce w formie darowizny, tak aby w przyszłości możliwy był sprawiedliwy podział między rodzeństwo. Głuszczak liczy, że prokuratura uwzględni art. 82 kodeksu cywilnego. Mówi on, że nieważne jest oświadczenie woli złożone przez osobę, która znajdywała się w stanie wyłączającym świadome lub swobodne podjęcie decyzji. Prokurator Anna Molik z Prokuratury Rejonowej w Oławie informuje, że sprawa jest w toku i trwają przesłuchania świadków. Dodaje, że jeśli będzie taka potrzeba, zostanie przesłuchany ks. Andrzej. Wszystkie okoliczności sprawy zostaną zweryfikowane - zapewnia Molik. - W szczególności procedury obowiązujące w urzędzie w momencie przepisywania mieszkania. To będzie warunkowało dalsze postępowanie. Na obecnym etapie nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy postępowanie zostanie zakończone.
Kilkakrotnie próbowaliśmy się skontaktować z ks. Andrzejem, ale był nieuchwytny.
Xawery Piśniak