Pies został dotkliwie pogryziony. Właścicielka szuka innych poszkodowanych
To miał być spokojny spacer z psem, jak każdego dnia. Tak jednak nie było, suczka Amstaffa podbiegła i zaatakowała. Spłoszony, poszkodowany psiak wyrwał się z szelek i uciekł. Rozpoczęły się wielogodzinne poszukiwania, w które zaangażowanych było naprawdę sporo osób.
Z pozoru może się wydawać, że suczka Amstaffa, chodząca bez smyczy i kagańca, nie jest groźna, dlaczego? W internecie trwa zbiórka na jej leczenie, bo ma problemy z kręgosłupem. To jednak nie stoi na przeszkodzie, aby podbiegała do innych psów i je atakowała. Bo jak wynika z informacji od mieszkańców, takich sytuacji było kilka.
16 sierpnia, to był ciężki dzień dla właścicielki małego kundelka wziętego ze schroniska. Jej partner poszedł na wieczorny spacer, około godziny 18:20 przy ulicy Piastowskiej suczka Amstaffa, będąca na spacerze ze swoim właścicielem, z odległości około 40 metrów podbiegła do psa i go zaatakowała. Dzięki szybkiej reakcji obu mężczyzn udało się uwolnić zwierzę, które jednak wydostało się z szelek i w panice zaczęło uciekać. Mimo podjętej próby złapania, przerażony pies zniknął z pola widzenia w okolicach jelczańskiej stacji PKP.
Prawie trzy dni poszukiwań, wylanych łez, nerwów i niepewności o to, czy psiak żyje. -Chciałam biec od razu na policję, jednak zdecydowałam, że poczekam, jak już będziemy mieć psa w rękach. Po przeszukaniu terenu uznałam, że nie będę dłużej czekała i zgłoszę to na policję - wyjaśnia Pani Marta. -Od razu dodałam ogłoszenie na facebooku, mój partner wraz ze znajomymi i osobami, które zgłosiły się do pomocy rozpoczęli poszukiwania, a ja poszłam na policję. Na początku policjant nie był do końca zainteresowany sprawą, usłyszałam, że on mi nie będzie szukał psa. Jednak ja przyszłam złożyć zawiadomienie o pogryzieniu. Później wyszła do mnie pani policjantka, która rzetelnie podeszła do sprawy, powiedziała, że wie o co chodzi, wysłała nawet patrolom zdjęcie mojego psiaka, że gdyby go widzieli, to żeby dali znać.
Poszukiwania trwały całą noc. Następnego dnia cały czas szukano psa w okolicach torów kolejowych, osiedla, parku przy Urzędzie Miasta i Gminy, na polach w kierunku Piekar i Nowego Dworu, w okolicach ulicy Oławskiej i pierwszego stawu. -W tę sprawę zaangażowało się bardzo dużo ludzi i jak sobie o tym myślę, to chce mi się płakać, bo dawno już nie miałam takiej wiary w ludzi. Spotykałam mieszkańców, którzy wraz ze swoimi pupilami i dziećmi wychodzili z domu szukać naszego psa. Chłopaka, który ze swoim psem obszedł całe pole od strony Piekar, to było niesamowite.
Pani Marta po ponad 24-godzinnych poszukiwaniach przeczytała w komentarzu, aby odezwać się do organizacji Dog Alert, która na terenie Krakowa zajmuje się odławianiem lękowych psów. Wtedy też w wiadomości, mieszkanka Jelcza-Laskowic opisała atak i całą sytuację. -Wtedy mi odpisano, że mamy wziąć miskę z wodą i coś do jedzenia, wyjść przed blok i siedzieć tam całą noc. I jeśli pies nie wróci do 8:00 rano, to mamy rozwieszać ulotki i działać dalej. Byłam sceptycznie do tego nastawiona, bo ja będę sobie siedzieć, a on tam gdzieś jest i na pewno jest przerażony. Nie mogłam znieść tej myśli, ale nie mieliśmy już siły, psiak choruje na serce, bierze leki. Przychodziły chwile zwątpienia, ale organizacja mnie uspokoiła, że jeśli nie znaleźliśmy go, to oznacza, że gdzieś się ukrywa. Siedzieliśmy całą noc, około godziny 5:00, kiedy już robiło się jasno, mój partner poszedł do domu. I nagle usłyszałam, że pies idzie w kierunku naszej klatki. Organizacja mnie poinformowała, że kiedy go zobaczę, mam cicho usiąść bardzo nisko na ziemi, nic do niego nie mówić. Ale gdy wyszedł zza samochodu, zobaczył mnie to pierwsze co zrobił, to zaczął uciekać. Ja w tym momencie zadzwoniłam do partnera żeby szybko przyszedł, rzuciłam wszystko i pobiegłam w drugą stronę, aby wybiec mu naprzeciw. Psiak przebiegł nasz blok dookoła i główną drogą w stronę Intermarche, widziałam go na rondzie, jak biegł przez przejście dla pieszych, uciekał bardzo szybko, ale udało mi się go dopaść za targowiskiem.
Dejw został złapany 18 sierpnia po godzinie 5:00 rano. Zabrano go do weterynarza, gdzie okazało się, że ma dziurę w szyi na głębokość około dwóch centymetrów. Teraz Pani Marta opublikowała post na facebooku o treści: Poszukujemy osób poszkodowanych przez szarą suczkę Amstaffa oraz jej właściciela. Poszukujemy również wszystkich osób, które były świadkami niebezpiecznych zdarzeń z udziałem ww. suczki oraz jej skrajnie nieodpowiedzialnego opiekuna. Będę wdzięczna za każdą, nawet najdrobniejszą informację. Działania mają na celu dobro i bezpieczeństwo nas wszystkich, ale i psa znajdującego się pod opieką niewłaściwej osoby! Dane osób zgłaszających się będą udostępnione tylko i wyłącznie odpowiednim służbom na potrzeby sprawy. Nie bądźmy obojętni! Jeśli bałeś się o siebie lub swoich bliskich, proszę, zgłoś się.
Treść postu dostępna TUTAJ.
W jakim celu właścicielka pogryzionego psa szuka większej ilości poszkodowanych? -W tej sprawie nie zostało zrobione nic. Opiekun psa był karany jakąś tam grzywną, ale były one na tyle małe, że to jest jakiś żart. Zgłosiło się już do mnie kilka osób, nawet jedna dziewczyna, która pokazała mi wyrok z sądu. Jestem tym przerażona, bo to śmieszny mandat w porównaniu do tego, co przeszedł jej pies, a był on rozerwany od przedniej łapy. Do dziś jej syn ma traumę, bo to on był na tym spacerze. I do tej pory, przy tylu zgłoszeniach nie zostało zrobione nic. Ludzie zaczęli mi mówić, że się boją wychodzić ze swoimi psami, że boją się chodzić z dziećmi. Nie może tak być, że jeden człowiek będzie straszył całe miasto. Jeśli zbierze się sporo poszkodowanych, to chcę pójść z tym na policję. Zrobiłam nawet z partnerem taką listę i być może nic ona do sprawy nie wniesie, ale jest ona do podpisu pod tym, aby została ta suczka odebrana. Nie wiem jak to zostanie przyjęte czy na policji czy u burmistrza, bo na pewno i z nim będę chciała się spotkać. Nie jest to pierwsze pogryzienie, bo pogryzła również człowieka.
Oprócz poszkodowanych osób do Pani Marty zaczęły zgłaszać się osoby postronne, które widziały jak pies chodzi bez smyczy. Wszystkie osoby chcą pozostać anonimowe. Mieszkanka Jelcza-Laskowic dziękuje wszystkim, którzy z takim zaangażowaniem włączyli się w pomoc i poszukiwanie jej psa.
Z wiedzy naszej czytelniczki, na policję zgłosiły się co najmniej trzy osoby, w tym jedna miała wycofać swoje zgłoszenie. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z rzecznikiem prasowym Komendy Powiatowej Policji w Oławie. I faktycznie pierwsze zgłoszenie, jakie miało miejsce w kwietniu 2023 roku zakończyło się mandatowo. Drugie zgłoszenie zakończyło się sądownie. W sprawie pani Marty i pogryzionego Dejwa prowadzone są czynności i zostaną zakończone postepowaniem o wykroczenie.