Podwójny problem hodowcy Dziakowicza
Po jednej stronie ulicy ul. Tymienieckiego stoją domki jednorodzinne, po drugiej znajduje się gospodarstwo z dużą ilością bydła. Jego właściciel Andrzej Dziakowicz ma pretensje do urzędników, że przez ich błąd nie może rozwijać hodowli. Sąsiedzi mają pretensje do rolnika, że przez smród, chmary owadów i hałas maszyn rolniczych zakłóca ich spokój
Dziakowicz niecierpliwie czeka na rozstrzygnięcie z Warszawy. Od decyzji Naczelnego Sądu Administracyjnego zależy, czy będzie miał swobodę gospodarzenia - prawo stawiania zabudowań, powiększenie stada, zakup nowych gruntów - czy też nie będzie mu wolno niczego zmieniać. A wszystko dlatego, że w 2005 ktoś pomyłkowo oznaczył w studium uwarunkowań przestrzennych działkę Dziakowicza jako mieszkalną. Na podstawie tego dokumentu uchwalono w 2013 plan zagospodarowania przestrzennego, do którego przeniesiono błędny zapis. Od tego momentu hodowca bydła, który jest zainteresowany jego pomnażaniem, formalnie nie prowadzi żadnej działalności rolniczej. W ubiegłym roku Wojewodzki Sąd Administracyjny uchylił plan zagospodarowania, gmina złożyła wniosek o kasację i teraz sprawą zajmuje się NSA.
Plany były inne
Po opracowaniu studium przekształcono okoliczne działki, które kiedyś miały przeznaczenie rolnicze i rzemieślnicze, na budowlane i wkoło Dziakowicza zaczęły wyrastać domki jednorodzinne. Z czasem sąsiedzi zaczęli skarżyc się na smród z gnojownika, który znajduje się niedaleko drogi, roje much i pracę maszyn do późnych godzin nocnych. Gospodarz uważa, że brak wpisu do studium i planu zagospodarowania to nie jedyne zaniedbanie ze strony urzędników. Nie stworzono między jego gospodarstwem a sąsiedztwem strefy oddziaływania fitosanitarnego. Nie ma drogi dwukierunkowej i chodników, jak to było w planach, a jedynie jednokierunkowa o pięciu metrach szerokości. To stwarza kolejne trudności przy poruszaniu się kombajnem. Dziakowicz mówi, że sąsiedzi zdecydowali się na zakup działek koło gospodarstwa rolnego, bo były w bardzo korzystnych cenach. Z hodowli bydła i uprawy zbóż na 50 ha utrzymuje pięcioosobową rodzinę. Żeby działalność była bardziej opłacalna, Dziakowicz chciałby powiększyć trzodę do ponad 100 sztuk. Syn ukończył szkołę rolniczą i zamierza w przyszłości przejąć gospodarstwo taty. Rolnik twierdzi, że nie wszyscy sąsiedzi występują przeciw niemu. Są tacy, którzy rozumieją specyfikę jego działalności lub wybudowali się dalej, wiedząc o funkcjonowaniu gospodarstwa.
Są zdesperowani
Marzena Boczar mieszka przy Tymienieckiej od 10 lat. Mówi, że gdyby wiedziała, że będzie sąsiadować z dużą hodowlą krów, wybudowałaby się gdzie indziej. Zaprzecza, że ceny gruntów były wyjątkowo okazyjne. Najbardziej skarży się na muchy. W lecie nie otwiera okien, tylko uchyla je od góry i zasłania firanami, żeby nic nie wleciało do środka. Nie może zjeśc posiłku na tarasie, bo momentalnie zlatuje się chmara owadów. Nie może wysuszyć na zewnątrz prania. Okna ma już na trwałe zabrudzone od odchodów. Nie wyobraża sobie, co będziem jeśli rolnik powiększy swoją hodowlę do ponad stu sztuk bydła. Ale do Dziakowicza ma jeszcze inne zarzuty. Twierdzi, że sąsiad składuje obornik bezpośrednio na ziemi, czym zanieczyszcza wody gruntowe. Dodaje, że jako jedyny w okolicy nie jest podłączony do kanalizacji. Ścieki z domu idą do odchodów zwierzęcych, a te rozlewane są potem po okolicznych polach. Sąsiadka nie wie, co mogłoby rozwiązać sytuację. Mówi tylko, że są z mężem zdesperowani i będą dążyć do rozwiązania, nie wykluczając skierowania sprawy do sądu.
Przeniesienie hodowli?
Radny Ireneusz Stachnio przewiduje, że sytuacja będzie się zaostrzać. W sąsiedztwie Dziakowicza za sprzedawane są nowe działki budowlane i mieszkańców będzie przybywać. Na sesji Rady Gminy 30 stycznia apelował do władz miasta o rozwiązanie sytuacji. Burmistrz Bogdan Szczęśniak uważa, że przesiedlenie rolnika byłoby zbyt kosztowne. Uważa, że możliwe jest rozwiązanie pośrednie ? wskazanie hodowcy miejsca, gdzie mógłby trzymać bydło. Wiceburmistrz Romuald Piórko rozmawiał z Dziakowiczem o możliwości przeniesienia hodowli do budynków popegeerowskich. Nie wskazano jak dotąd żadnej konkretnej lokalizacji. Dziakowicz jest niechętny takiemu rozwiązaniu, jeśli nowe gospodarstwo oddalone byłoby kilkanaście kilometrów od jego pól. Złagodzenie problemu rolnik widzi w stopniowym przeniesieniu zabudowań w głąb działki, tak żeby jego działalnośc nie była tak uciążliwa dla sąsiadów.
Xawery Piśniak