Setne urodziny pana Józefa Reichert
Pan Józef w dobrej kondycji, nie kryjąc wzruszenia, podziękował wszystkim za życzenia, a zaproszeni goście i seniorzy odśpiewali mu: „Dwieście lat”.
Józef Reichert, syn Ludwiki i Adolfa, urodził się 11 lutego 1920 r. w Dolinie, powiat Stanisławowski. Tereny te należą do pagórkowatego pięknego krajobrazu Karpat. Rodzina Józefa utrzymywała się z roli i pracy rzemieślniczej ojca. Józef był trzecim dzieckiem z dziewięciorga rodzeństwa.
Dzieciństwo i młodość spędził w ukochanej Dolinie miasteczku gdzie zgodnie żyli ludzie kilku narodowości i wyznań. Byli tam Polacy, Niemcy, Ukraińcy, Żydzi i wszyscy w zgodzie prowadzili swoje rodzinne i sąsiedzkie życie. Tu Józef szlifował szacunek do pracy i drugiego człowieka. Kochał konie i pracę na roli. Zarabiał też pracą w lesie przy wywózce drewna.
Radosne, czasem burzliwe życie i młodość przerwała wojna. Wychowany jako patriota walczył o wolność do końca. W marcu w 1943 roku zginął jego ukochany ojciec. Mama została sama z gromadką dzieci, gdzie najmłodszy brat miał siedem miesięcy.
Po zakończeniu wojny transportem z Rzeszowa przyjechał do Siechnic na ziemie odzyskane, do swojej cioci Marceliny Reichert. Po dwóch miesiącach wyjechał do wujka do Kożuchowa w Zielonogórskie i pracował w kopalni około półtora roku.
Był bardzo aktywnym i niespokojnym człowiekiem, nie znalazł tam swego azylu. Przyjechał do Niemila w 1947 roku do Antoniego Reicherta. Zastał tam duże gospodarstwo, parę dorodnych koni i to był jego klimat. Został tu by pomagać w gospodarstwie i zatrudnił się w złomie w Oławie. Szybko znudziła mu się samotność i poznał w sąsiedztwie ładną, młodą i pracowitą góralkę Stanisławę Mazur. Już po trzech miesiącach wzięli ślub, który błogosławił 15 stycznia 1948 roku ksiądz Balcer. Zamieszkał u teściów. Dwóch gospodarzy na jednym gospodarstwie to trochę za dużo, przeprowadzi się do innego mieszkania również w Niemilu, gdzie mieszka do dzisiaj. Podjął pracę w Zakładach energetycznych ELBUD w Katowicach, stawiał słupy wysokiego napięcia. Tam pracował do emerytury. Zawsze był kochany i oczekiwany przez rodzinę. Po przejściu na emeryturę zajął się tym, o czym marzył. Pracował w gospodarstwie. Miał nawet upragnionego konia i stadko zwierząt gospodarskich. Pasjonował się robieniem wyrobów wędliniarskich, najlepszych na świecie. Stosował receptury swojego ojca i nikt tego nie mógł zmienić. Do dzisiaj znają smak jego kaszanek, pasztetów, kiełbas, salcesonów, tuszonek i szynek nawet jego prawnuki.
W swoim życiu doczekał się trójki dzieci Tadeusza, Danuty i Elżbiety, ośmioro wnucząt i siedemnastu prawnuków. Jako ojciec, dziadek i pradziadek dał wzór swoim następcom, jak pracować i szanować drugiego człowieka oraz dbać o wartości moralne. Dał też wzór prawdziwej miłości do Boga. Nie tylko dzieci ale wnukowie i prawnukowie korzystają z sakramentów i uczą swoje maleństwa znaku krzyża.
Dom Józefa jest przy każdej uroczystości pełen ludzi. Dzieci, wnuki i prawnuki dają wyraz wdzięczności za dobre wychowanie, dzieciństwo za ciepło i prawdziwą miłość.
Nie tylko rodzina była dla niego ważna, zawsze interesował się sprawami środowiska. Przez swoje życie udzielał się aktywnie w pracach społecznych przy odbudowie kościoła w rodzinnej Dolinie. Pomagał przy renowacji wieży kościelnej w Niemilu, przy budowie kaplicy cmentarnej. Do dzisiaj w szczegółach opowiada różne historie, które miały miejsce w naszej miejscowości. Zna wszystkich sołtysów i księży którzy pełnili swoje funkcje w okresie 70 lat. Zapytany komu zawdzięcza takie długie życie w tak dobrej kondycji odpowiedział: ,,Myślę że długiej, ciężkiej i ciągłej pracy na świeżym powietrzu. Wyrozumiałej żonie z którą przeżyłem 71 lat i swojej rodzinie, za którą zawsze tęskniłem, a także Panu Bogu któremu polecam następne dni życia i dziękuje za to, co już przeżyłem“.
Źródło i zdjęcia: Gmina Oława