Szukali psa, a znaleźli dom z bardzo złymi warunkami. Zwierzęta zostały odebrane właścicielce
Na początku stycznia opublikowaliśmy ogłoszenie o zaginięciu suczki Mastifa Tybetańskiego. Do momentu jej odnalezienia i odwiezienia do domu, nie spodziewaliśmy się, że sprawy nabiorą zupełnie innego obrotu.
Suczka została spłoszona fajerwerkami. W jej poszukiwania zaangażowało się sporo osób, które informowały nas w komentarzach, gdzie widziały psa. W poszukiwania włączyła się również mieszkanka Jelcza-Laskowic, która otrzymała informację, że pies został złapany przez mężczyznę, który nie pochodzi z terenu powiatu oławskiego. Ten przyjechał po kobietę i wspólnie odwieźli go do właścicielki, która mieszka na terenie gminy Jelcz-Laskowice. Jednak to, co zobaczyli w jej domu, przerosło ich....
Zaginiona suczka żyła w trudnych warunkach. A w mieszkaniu znajdowało się jeszcze sześć innych psów. Panujące tam warunki spowodowały, że mieszkanka nie dała za wygraną, powiadomiła hodowlę z której pochodzi suczka Mastifa Tybetańskiego.
Lejla, suczka Mastifa Tybetańskiego została odebrana w sobotę, 13 stycznia przez właścicielkę hodowli z której pochodzi. Z relacji mieszkanki Jelcz-Laskowic, wynika, że pies nie był na nic zaszczepiony. -Hodowczyni stwierdziła, że jest za chuda, ma złą sierść jak na tę porę roku i wiek. W domu znajdowała się także suczka Doga Niemieckiego, nie spodziewaliśmy się, że można do tego stopnia zaniedbać psa, ona przy nas chciała jeść surowe ziemniaki. Dlatego tydzień temu, przy oddawaniu zaginionego psa, obiecałam sobie, że stanę na głowie i zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby te wszystkie psy odebrać.
Właścicielka Mastifa Tybetańskiego bez problemu zrzekła się praw do psa i oddała go hodowczyni. Trafiła ona do mężczyzny, który znalazł Lejlę, warunki sprawdziła jej hodowczyni, sunia miała przygotowane legowisko, jedzenie, zabawki i całą potrzebną wyprawkę.
Co do reszty psów, mieszkanka postanowiła zawiadomić Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt, który zjawił się pod domem, w sobotę 13 stycznia, aby zająć się resztą zwierząt. Po interwencji odebrano od kobiety pięć psów, rasy: Pitbull Red Nose, suczkę Cane Corso Mix, suczkę Doga Niemieckiego, Bulteriera oraz małego kundelka.
Właścicielce zostawiono tylko jednego psa, z warunkiem aby objęła go opieką weterynaryjną (szczepienie, odrobaczenie, kastrowanie). -W domu są jeszcze papugi i króliki i im także mają zostać poprawione warunki. Dostała na to dwa tygodnie - dodaje mieszkanka Jelcza-Laskowic. -Kobieta nie potrafiła nawet określić który pies skąd pochodzi, czy są z adopcji, czy je znalazły... To są praktycznie same rasowe psy. Pitbull Red Nose i Bulterier mało nie rozniosły klatek - dodaje mieszkanka Jelcza-Laskowic, która obecna była przy odbiorze zwierząt.
-Chcę tylko dodać, że warto pomagać, interesować się i reagować - dodaje kobieta, która zaangażowała się w poszukiwania psa. -Gdybym nie szukała tej suni, to nie zobaczyłabym, co dzieje się w tym domu. Czasem tak niewiele trzeba, aby uratować życie jakiegoś psa lub kota. Mam wrażenie, że ludzie też nie wiedzą, gdzie zgłaszać takie sytuacje. O tym też warto wspomnieć, że w pierwszej kolejności dzwonić trzeba na straż miejską, gminną i policję. Każda gmina ma podpisaną umowę ze schroniskiem i lekarzem weterynarii.
Próbowaliśmy skontaktować się z Dolnośląskim Inspektoratem Ochrony Zwierząt. Niestety nie mogliśmy się tam dodzwonić. Na dwa wysłane maila oraz smsa również nam nie odpowiedziano. Jeśli tylko otrzymamy od nich informację o stanie psów, niezwłocznie o tym poinformujemy.