Podróże lekką ręką. Wspinaczka na wulkany, zdobycie sześciotysięcznika, brutalny napad w Kolumbii
Dawid pochodzi z Oławy, a Klaudia z Wałbrzycha. Połączyło ich wielkie marzenia o podróżowaniu na pełen etat. Oboje rzucili pracę w korporacjach i postanowili wyruszyć w świat. Niedawno wrócili ze swojej kolejnej, ponad dziewięcio miesięcznej wyprawy po obu amerykach.
Podróżować i poznawać świat, kocha chyba każdy. Nie każdy jednak jest zdolny rzucić dobrze płatną pracę, pozostawić rodzinę, przyjaciół, podjąć ryzyko i ruszyć przed siebie. Im się to udało.
-Marzenie o podróżowaniu na pełen etat towarzyszyło nam praktycznie od samych początków znajomości, obydwoje dzieliliśmy wspólne hobby. Co roku swoje urlopy wyciskaliśmy na maxa, odwiedzając sporo miejsc, między innymi Dominikanę, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Zanzibar. Objechaliśmy także samochodem Francję i Andaluzję. Z czasem to nam jednak nie wystarczyło. Jak to w życiu bywa pojawiały się inne ważne sprawy, dlatego marzenia trzeba była nieco odłożyć. Mieliśmy naprawdę dobre i ciekawe prace. Były one w części zdalne, jednak nie na tyle, aby “zabrać je w podróż”. Dłużej marzeń odkładać nie chcieliśmy, podjęliśmy więc decyzję o wyjeździe.
Zanim wyruszy się w tak długą i odległą podróż, trzeba się do niej dobrze przygotować. Co warto zabrać w podróż?
-Forma i kształt naszej wyprawy to efekty wielomiesięcznych przygotowań, obejmujących oczywiście gromadzenie środków finansowych, planowanie logistyki, czy przygotowywania bliskich do długiej rozłąki. Wybierając się w taką podróż, warto spakować się w plecak do 10 kg, by latać wyłącznie z bagażem podręcznym, dzięki czemu uda się zaoszczędzić na biletach. Podróżowanie w cywilizowane miejsca pozwala na zakup większości potrzebnych rzeczy na miejscu, więc nie trzeba brać czegoś na zapas. Dla tych, którzy są długo w podróży przyda się także kopia najważniejszych dokumentów - paszportów, dokumentów, aby nie nosić ze sobą oryginałów. Niezbędne są nieprzemakalne buty, “ukryta nerka” w kolorze cielistym pod ubranie a także smart watch z wgraną nawigacją, aby nie afiszować się ciągle z telefonem.
Po pandemii ceny na świecie znacząco wzrosły. Dotyczy to także podróżowania. Ceny biletów lotniczych nie są już tak atrakcyjne jak dawniej. Znacznie droższy stał się także dolar amerykański. Jak to mówią - taniej już nie będzie. To był kolejny sygnał dla młodych oławian, że czas ruszać.
-Koszty podróży zaczynając od biletów lotniczych po atrakcje turystyczne od okresu pandemii znacznie wzrosły. Do tego rekordowo drogi dolar w czasie, gdy mieliśmy zaczynać. Taniego podróżowania już nie ma, tym bardziej nie było na co czekać, bo miejsca, które planowaliśmy odwiedzić będą jeszcze mniej przystępne cenowo. Taki jest nieodwracalny trend w podróżach. Jak się okazało nie myliliśmy się. Koszty podróżowania nie były więc małe. Śmialiśmy się, że mogliśmy kupić za nie działkę i zacząć się budować, jak to robi sporo naszych znajomych. Aby nieco podreperować budżet w czasie, gdy nas nie będzie w kraju, wynajęliśmy nasze mieszkanie. Sprzedaliśmy również samochody.
Każdy wybiera inny styl podróżowania. Są tacy którzy korzystają z największych udogodnień, najdroższych hoteli, czy wygodnych środków transportu, ale są też tacy, którzy śpią w hostelach, sami gotują, czy do przemieszczania się wykorzystują autostop. Dawid i Klaudia postanowili wszystkie te elementy uśrednić.
-Liczyliśmy się z większymi kosztami. Głownie wynajmowaliśmy mieszkania przez Airbnb, albo spaliśmy w hotelach. Nie żałowaliśmy sobie płatnych atrakcji, jeżdżenia busami, lotów między państwowych, czy jedzenia w restauracji. Można było zrobić to taniej, my jednak wybraliśmy nieco bardziej komfortowy styl podróży.
Ich podróż po obu amerykach rozpoczęła się 11 października 2022 roku od światowej stolicy biznesu i handlu - Nowego Jorku.
-Naszym celem początkowym był Meksyk, gdzie pod koniec października odbywała się olbrzymia, blisko półmilionowa parada z okazji dnia zmarłych "Dia de Muertos". Będąc jednak tak blisko USA nie mogliśmy odpuścić zobaczenia chociaż Nowego Jorku, czy Wielkiego Kanionu. W Stanach Zjednoczonych spędziliśmy więc pierwsze 3 tygodnie. Następnie obraliśmy kierunek właściwy - Meksyk. Byliśmy tutaj przez 2 miesiące, odwiedzając 13 różnych prowincji od stolicy przez wybrzeże Pacyfiku, górskie miasteczko San Cristobal, aż na wybrzeżu Karaibskim kończąc. Chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, dlatego staraliśmy się pokonywać kolejne kilometry drogą lądową.
Gwatemala, Salwador, Nikaragua, Kostaryka, Panama, państwa o których każdy słyszał, jednak nie każdy odważy się je zwiedzić.
-Zacznijmy od Gwatemali, bo to jedno z lepszych państw, jakie odwiedziliśmy. Tam też zobaczyliśmy, jak się okazało później, nasze TOP 3 całej podróży - Wulkan Acatenango. Punkt na wysokości około 4000 metrów nad poziomem morza, do którego prowadzi trasa rozłożona na 2 dniowy trekking. Ze szczytu można obserwować eksplodujący co 20 minut sąsiedni wulkan Fuego. To jedyne takie miejsce na świecie, gdzie ze szczytu jednego wulkanu, można obserwować kolejny w trakcie erupcji. Nie każdy dociera na szczyt, bywały bowiem sytuacje, gdy grupy turystów były ewakuowane ze względu na wzmożoną aktywność wulkanu. Nam się jednak udało. Dalej w naszej podróży był Salwador, Nikaragua, Kostaryka i Panama. Tam spędziliśmy kolejne tygodnie. Salwador to państwo, które ma jedną z największych liczb zabójstw. Wskaźnik przestępczości jest tu naprawdę wysoki. Prasa niepochlebnie wypowiada się o bezpieczeństwie w kraju, co nie zachęca zbytnio do odwiedzin. My jednak zdecydowaliśmy się go odwiedzić i nie żałujemy wizyty. Zaliczony najwyższy szczyt kraju - wulkan Santa Ana, czy niesamowite czarne plaże utwierdziły nas, że przyjazd tutaj to była dobra decyzja. Życie przez miesiąc w domku na plaży w głębokiej prowincji, gdzie najbliższy sklep oddalony był o 40 min to piękne wspomnienia tym razem z Nikaragui. Codziennie oglądaliśmy tam wschody i zachody słońca na plaży, gdzie nie było absolutnie żywej duszy. “Szwajcaria Ameryki Środkowej”, czyli niesamowita Kostaryka. Ten niewielki kraj ma aż 24 mikroklimaty i największą procentowo liczbę parków narodowych w stosunku do powierzchni na świecie. Tutaj po raz pierwszy w życiu spróbowaliśmy wolontariatu za sprawą platformy WorkAway, co było dla nas kolejnym cennym doświadczeniem. idea polega na pracy kilka godzin dziennie w zamian za zakwaterowanie i wyżywienie. Zadania są różne, ale dzięki nim można stać się częścią lokalnej społeczności. Na finał pięciu państw została Panama, gdzie m.in odwiedziliśmy kilka rajskich wysp z archipelagu San Blas. To właśnie tu kręcono jeden z sezonów słynnego serialu “Dom z Papieru”.
Zmiana kontynentu, zdobycie boliwijskiego sześciotysięcznika i zjazd rowerami przez “Drogę śmierci”. Boliwia okazała się pięknym krajem.
-Przyszedł czas na zmianę kontynentu. Dotarliśmy do Peru i to właśnie kraj inków do spółki z sąsiednią Boliwią zrobił na nas największe wrażenie podczas całej podróży. Spędziliśmy tu półtorej miesiąca. Jeździliśmy skuterem po bezdrożach, czy pływaliśmy po najwyżej położonym jeziorze na świecie - Titacaca 3800 m n.p.m, które swoją wielkością odpowiada powierzchni Cypru. W Boliwi podjęliśmy się największego jak do tej pory wyzwania w naszym życiu. Przez kilka dni aklimatyzowaliśmy się w najwyżej położonej stolicy świata - La Paz (3600 m n.p.m), aby podjąć wyzwanie 3 dniowego trekkingu na boliwijski sześciotysięcznik Huayna Potosi (6088 m n.p.m). Nie było łatwo! Niespełna metrową wąską grań zdobywa się w rakach i z czekanem, a temperatura spada do -15C. Walczyliśmy ze swoimi słabościami i chorobą wysokościową. Atak szczytowy trwał blisko 7 godzin. W głowach poddawaliśmy się kilkukrotnie. Chcieliśmy zawracać, jak robiło to sporo osób z naszej grupy. Ostatecznie udało się! Zdobyliśmy szczyt ze łzami w oczach z powodu cudownego widoku na andyjską kordylierę Real, ale przede wszystkim z przełamania własnych barier. To był bardzo ważny moment dla nas. Zrozumieliśmy, że najbardziej jara nas podróżowanie nieco bardziej ekstremalne, zaliczanie niedostępnych dla przeciętnego turysty atrakcji. Nie mogliśmy więc długo czekać i zdecydowaliśmy się na zjazd rowerami tak zwaną boliwijską “drogą śmierci” - 63 kilometrowy odcinek niebezpiecznej, zamkniętej dla ruchu samochodów drogi z powodu ogromnej ilości wypadków. Po tym “krótkim”, ale jakże intensywnym odkrywaniu Boliwii wróciliśmy ponownie do Peru. Tam czekał już na nasz jeden z 7 cudów świata - Machu Picchu, kolorowa góra Vinicunca, czy dzika dżungla. 4 dni w niedostępnych miejscach amazońskiej dżungli, prawie 30 godzin w drodze, płynąc łodzią towarową dorzeczami amazonki. Wszystko po to, aby spędzić kilka nocy w całkowitym w buszu, pośród dzikich zwierząt w temperaturze rzędu 33 C i wilgotności bliskiej 100%. Widzieliśmy olbrzymie krokodyle, 2 metrową kobrę, całą masę małp, kapibarę, czy tarantulę. Zaradność tubylców i ich pozytywne podejście do życia w tak trudnych warunkach, wzbudziło w nas ogromny podziw.
Ostatni punkt podróży - Kolumbia, kraj piękny, ale bywa bardzo niebezpieczny. Młodzi oławianie zostali brutalnie napadnięci, a o ich sprawie mówiło się w całym kraju.
-Na ten kraj czekaliśmy z niecierpliwością ze względu na panujący tu niepodrabialny latynoski vibe. Odwiedziliśmy miasto wiecznej wiosny - Medellin. To tu spotkaliśmy naszą koleżankę, pochodzącą również z Oławy Jessice, która pokazała nam uroki miasta. Mieliśmy również udać się na wspólny koncert gwiazdy muzyki reggaeton, gdy spotkało nas nieszczęście, o którym później mówili wszyscy … Podczas spaceru po parku w ciągu dnia, zostaliśmy brutalnie napadnięci przez dwóch napastników udających biegaczy. Zostaliśmy obaleni na ziemię. Ja otrzymałem cios w głowę ostrym narzędziem, co w konsekwencji zakończyło się 8 szwami. Obrabowano nas. Miniaturowy rozmiar kamery i nieuwaga bandytów sprawił, że nie zauważyli naszej kamery, która wszystko zarejestrowała. Mieliśmy dzięki temu całe nagranie, a co najważniejsze twarz jednego z napastników. Sprawa została zgłoszona na policję. A dzięki pomocy znajomych zdobyła ogromny rozgłos w Internecie. Można powiedzieć, że stała się viralem zarówno w polskich jak i kolumbijskich mediach. Mówiły o niej największe kolumbijskie stacje telewizyjne, a burmistrz wyznaczył nagrodę za pomoc w schwytaniu sprawcy. Dzięki tym staraniom udało się złapać jednego z przestępców, który jak się okazało został później powiązany także z innymi napadami na turystów. Satysfakcja z uchronienia innych potencjalnych ofiar była zatem ogromna! Do dziś przez Skyp’a uczestniczymy w zdalnych rozprawach kolumbijskiego sądu, gdzie rozstrzyga się los przestępcy, któremu grozi od 12 do 22 lat pozbawienia wolności. Staraliśmy się nie zrażać tą sytuacją i kontynuowaliśmy podróż przez Kolumbię. Spędziliśmy w niej miesiąc odwiedzając m.in Cartagenę czy Park Tayrona na wybrzeżu Karaibskim. Sytuacja z napadem, obok skradzionego w Meksyku telefonu bez wątpienia należała do tych mniej przyjemnych przygód, ale jak to w tak nieoczywistej podróży bywa i takie wydarzenia mają miejsce. Nie przyćmiło to jednak masy wspaniałych doświadczeń, które zostaną z nimi na zawsze.
Nie czas się zatrzymać, czas zmienić kontynent. Oławianie długo nie byli w stanie wytrzymać bez podróżowania. Od rozkrzyczanego latino do małej wyspiarskiej krainy.
Dziś, gdy ten artykuł jest publikowany Dawid i Klaudia są ponownie w podróży. Po krótkiej wizycie w Polsce, odwiedzeniu rodzinny i znajomych, postanowili ruszyć dalej w świat. Tym razem na północ, a konkretnie na Islandię, gdzie łączą pracę w hotelu z podróżami. Za prace w otoczeniu cudownej natury, otrzymują nie tylko wynagrodzenie, ale także zakwaterowanie, wyżywienie oraz służbowy samochód, który daje im możliwość zwiedzania “ kraju ognia i lodu ”. Islandia jak sami określają to dla nich “ odludny bezkres łagodnej surowości, którego teraz szukali na swojej podróżniczej ścieżce ”. W ich głowach są już kolejne podróżnicze pomysły, których póki co nie zdradzają.
Podróżników można obserwować na bieżąco w sieci. Mają oni swój profil na Instagramie - https://www.instagram.com/podroze_lekka_reka/ oraz prowadzą vlog na YouTube https://www.youtube.com/@podrozelekkareka