Śląsk to stacja pośrednia, a nie docelowa...
Po bardzo udanej rundzie w trzecioligowym MKS SCA Oława jeden z braci Gancarczyków otrzymał ofertę z tych "nie do odrzucenia" i trafił do Ekstraklasowego Śląska Wrocław. Wychowanek oławskiego klubu postanowił podzielić się z nami kulisami swojego przejścia oraz spostrzeżeniami o swoim nowym otoczeniu.
Mateusz Czajka: Twoja kariera nabrała w ostatnich miesiącach sporego rozpędu. Z trzeciej ligi awansowałeś do polskiej Ekstraklasy. Jak się czujesz w nowym otoczeniu?
Waldemar Gancarczyk: Czuję się bardzo dobrze i jestem zadowolony, że zostałem zawodnikiem Śląska Wrocław. W rundzie wiosennej ubiegłego sezonu ciężko pracowałem na treningach oraz w meczach ligowych i teraz wiem, że to wszystko nie poszło na marne. Moja dobra dyspozycja została zauważona i z tego cieszę się najbardziej.
Kiedy dowiedziałeś się, że trafisz do Śląska? Czy informacja o tym dotarła do Ciebie po zakończeniu sezonu czy już wcześniej słyszałeś o zainteresowaniu ze strony Śląska Wrocław?
Jeszcze w trakcie rozgrywek trzecioligowych słyszałem co nieco. Wiedziałem, że trener Tadeusz Pawłowski przyjeżdżał ze swoim sztabem szkoleniowym, aby podpatrywać MKS. Dostawałem informację, że jestem w kręgu zainteresowań, ale moje doświadczenia życiowe nauczyły mnie, aby w takich sytuacjach zachowywać powściągliwość, bo już kilka razy sprawy zapowiadały się znakomicie, a ostatecznie nie było tak różowo.
Czy mówisz o swoim pobycie w drugoligowym wtedy Chrobrym Głogów? Co tak naprawdę się stało, że nie zaliczysz tego momentu w karierze do udanych, bo przecież na początku byłeś podstawowym zawodnikiem?
Całe tamto okienko transferowe było zamotane. Trafiłem ostatecznie do Głogowa pod oko trenera Ireneusza Mamrota, który wydzwaniał do mnie od kilku tygodni, ale wcześniej miałem przeboje z dwoma innymi klubami. Byłem już niemal dogadany z beniaminkiem I ligi, Chojniczanką Chojnice, ale wtedy zainteresowanie moją osobą wyraził Bogusław Baniak z Floty Świnoujście. Pojechałem nawet na sparing do Stargardu Szczecińskiego z miejscowym Błękitem, zagrałem od początku i już w 4 minucie strzeliłem gola. Trener powiedział, że mnie chce i kontrakt na mnie czeka w Świnoujściu. Czekałem na telefon kilka dni, ale nikt się odezwał. Trener Baniak okazał się bezwzględnym kłamcą, a ja zostałem "na lodzie", gdyż w Chojniczance temat mojego transferu był już nieaktualny. Zostałem potraktowany tam jako zdrajca i nie było możliwości powrotu do rozmów. Wtedy ponownie odezwał się trener Mamrot i w końcu zgodziłem się na klub z Głogowa. Początkowo wszystko szło znakomicie, grałem w sparingach, a później w wyjściowym składzie w spotkaniach ligowych, ale po IV kolejce coś się popsuło. Trener Mamrot zaczął mnie traktować inaczej niż do tej pory i systematycznie omijał mnie przy ustalaniu składu.
Czym to było spowodowane?
Zagrałem jeden słabszy mecz z Rakowem Częstochowa i rozumiem, że w następnym spotkaniu usiadłem na ławce rezerwowych, ale później nie dostałem szansy na rehabilitację. Wchodziłem na końcówki spotkań i nie miałem okazji, aby się pokazać z dobrej strony. Po pewnym czasie zauważyłem, że rywalizacja o miejsce w składzie nie jest sprawiedliwa i jestem inaczej traktowany. Ja po jednym słabym występie przylgnąłem do ławki rezerwowych, a inni dostali od trenera Mamrota ogromny kredyt zaufania. W grudniu 2013 roku postanowiłem wrócić do Oławy i trenować indywidualnie. Zadzwoniłem do trenera Zbigniewa Smółki, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń i zaprosił mnie na treningi do MKS-u. W styczniu trener Mamrot jeszcze raz zaprosił mnie do Głogowa, ja nawet tam pojechałem, ale to już nie było to samo. Trener i kilku kolegów było wobec mnie nieufnych, ale było spora grupa, która nalegała, abym pozostał. Przeczuwałem jednak, że moja kariera w Chrobrym już raczej dobiega końca.
Czy ktoś cię wtedy wspierał, podnosił na duchu?
W Głogowie byłem przez jeden dzień. Rozmawiałem przez telefon z moją dziewczyną, bo nie miałem zielonego pojęcia czego chcę i co mam robić. Ona mi tylko powiedziała, żebym robił to co uważam, że będzie dla mnie najlepsze. Następnego dnia zabrałem spakowane walizki, wróciłem do Oławy i podjąłem treningi u trenera Smółki. Z perspektywy czasu uważam, że było to bardzo dobre posunięcie, bo w MKS SCA dobrze przygotowałem się do rundy wiosennej i byłem w bardzo dobrej formie. Podobnie jak cała drużyna. No i faktycznie, bo tuż po zakończeniu sezonu trafiłeś na treningi do Śląska.
Opowiedz nam jak to wyglądało.
Początkowo obawiałem, że może się powtórzyć sytuacja z Floty Świnoujście, bo trenowałem w towarzystwie młodych zawodników i innych testowanych, m.in.: swoich byłych kolegów z Chrobrego: Karola Danielaka i Adama Samca. Wiedziałem, że większość zawodników pierwszego składu jest na urlopach po wyczerpującym sezonie, ale do mnie to nie docierało i w pewnym sensie katowałem się psychicznie. Przez głowę przelatywały mi myśli, w których mówiłem sobie, że te testy to taki "pic na wodę", a klub udaje, że sprawdza piłkarzy z Dolnego Śląska, a ostatecznie i tak wszystkich odeśle do swoich macierzystych drużyn. Później dostaliśmy kilka dni wolnego, w których nie wiedziałem za bardzo na co mam się nastawiać, ale dostałem zapewnienie od prezesa Pawła Żelema, że Śląsk Wrocław podpisze ze mną kontrakt. Kiedy wznowiliśmy treningi pod koniec czerwca i zjawiła się już większość piłkarzy pierwszego zespołu, byłem już spokojniejszy o swoją przyszłość. I faktycznie kilka dni później, tuż przed wyjazdem na obóz do Żagania podpisałem roczny kontrakt, z opcją automatycznego przedłużenia o dwa kolejne lata. Muszę tylko rozegrać określoną liczbę minut w pierwszej drużynie.
Jakie były twoje początki w towarzystwie takich zawodników jak Marco Paixao i Sebastian Mila? Czułeś tremę przed wyjściem na trening?
Początkowo faktycznie czułem się lekko stremowany, bo wcześniej tych wszystkich piłkarzy oglądałem głównie w telewizji, a czasami na stadionie we Wrocławiu. Nie mogę jednak narzekać na przyjęcie w zespole, gdyż zostałem potraktowany bardzo dobrze. Szczególnie przez tych wszystkich, którzy grali w Śląsku za czasów moich starszych braci Marka i Janusza. Dzięki temu proces aklimatyzacji przeszedłem bardzo szybko i już po kilku treningach czułem się jak u siebie w drużynie. Wiadomo, że jestem w drużynie młody i wiąże się to ze swoimi obowiązkami, np. zbieraniem sprzętu po zajęciach, ale tak jest w każdym klubie, na każdym szczeblu rozgrywkowych, więc to nie jest dla mnie żadna nowość.
Czy jest ktoś w nowym otoczeniu z kim szczególnie się trzymasz?
Ze wszystkimi łatwo mi się porozumiewa, ale szczególnie dobry kontakt złapałem z innym nowym nabytkiem, Karolem Angielskim, który przyszedł do Śląska z Korony Kielce. Często ze sobą rozmawiamy i w przerwie między treningami chodzimy na obiady. Proponowałem mi nawet wspólne wynajmowanie mieszkania, ale nie skorzystałem z tej opcji.
Trenujesz już kilka tygodni w Śląsku. Powiedz nam, w czym widzisz największą różnicę pomiędzy tymi klubami, w których grałeś dotychczas, a Twoim nowym pracodawcą?
Największa dysproporcja jest w organizacji klubu i zajęć treningowych. W pracę i pomoc pierwszej drużynie jest zaangażowanych wiele osób, w tym trenerów, lekarzy, fizjoterapeutów, dietetyków, działaczy i innych. Same treningi nie różnią się bardzo od tych, które miałem dotychczas, bo udawało mi się trafiać na ambitnych i solidnych trenerów.
Podoba ci się sposób prowadzenia drużyny, który preferuje Tadeusz Pawłowski?
Przede wszystkim Śląsk prezentuje ofensywny i widowiskowy futbol. To mi się bardzo podoba, z racji tego, że całe życie grałem w formacjach ofensywnych. Nie znam innych szkoleniowców z Ekstraklasy, ale u trenera Pawłowskiego mamy bardzo dużo zajęć z piłkami.
Rozegrałeś kilka sparingów przedsezonowych, ale czekasz na debiut w meczu ligowym. Na jakiej pozycji widzisz dla siebie miejsce w składzie Śląska?
W meczach kontrolnych byłem testowany na pozycji skrzydłowego. Nie mówię, że nie jest to pozycja dla mnie, ale zdecydowanie lepiej czuję się w środkowej strefie. Najlepiej czułbym się w roli "10", ale równie dobrze poradziłbym sobie jako "8", która posiada więcej zadań ofensywnych niż defensywnych. Jak na razie nie mogę być zadowolony z roli pełnionej w pierwszej drużynie, ale wierzę, że prędzej czy później wywalczę sobie miejsce w pierwszym składzie. Szczególnie kiedy dobrze przepracuję zimowy okres przygotowawczy, bo rundę wiosenną zawsze mam lepszą.
Ale nie możesz przecież narzekać, bo dostąpiłeś zaszczytu grania przeciwko Borussi Dortmund, w której było kilku mistrzów niemieckiej Bundesligi. Miałeś problemy ze snem przed spotkaniem?
Tak, było to bardzo fajne uczucie wyjść i zagrać przy czterdziestotysięcznej publiczności, przeciwko drużynie, która w ostatnich sezonach błyszczy na arenie międzynarodowej, ale nie byłem zdenerwowany przed tym występem. Wiedziałem, że zagram, ale nie mogę powiedzieć, że miałem problemy w nocy poprzedzającej spotkanie. Kiedyś byłem bardziej emocjonalny, ale teraz jednak bardziej zdystansowany i skupiam się na swoich zadaniach boiskowych. Staram się nie analizować otoczenia, ale swojego rywala, z którym przyjdzie mi rywalizować na boisku. W meczu z Borussią miałem na stronie Marcela Schmelzera, ale wydaje mi się, że dobrze wywiązałem z powierzonych mi zadań.
W tym roku skończyłeś 24 lata. Analizując przebieg swojej kariery i podejmowane decyzje, czy jest coś, co byś zmienił, dzięki czemu szybciej trafiłbyś do polskiej Ekstraklasy?
Jest wiele rzeczy czy sytuacji, w których mogłem się zachować lepiej. Co niektóre decyzje też mogły być lepsze. Na przykład mogłem strzelić w II lidze w barwach MKS Oława więcej bramek, czy podejść do kilku karnych, bo czułem się na siłach. Wielu trenerów patrzy na statystyki poszczególnych piłkarzy. Wtedy rozgrywki ligowe mogłem skończyć z koroną króla strzelców i startowałbym z innego pułapu. Ale staram się nie rozpamiętywać, tylko myśleć o tym, co mnie pozytywnego czeka. A liczę, że będzie tego sporo.
Wszyscy twoi bracia grali, bądź nadal grają w piłkę nożną. Czy jest pomiędzy wami jakaś rywalizacja o to, kto więcej osiągnie?
Nic z tych rzeczy, wszyscy się nawzajem wspieramy. Po każdym meczu dzwonimy do siebie i rozmawiamy. Każdy życzy drugiemu jak najlepiej i cieszy się z jego sukcesu. W naszych relacjach nie ma ani krzty złośliwości. Byliśmy, jesteśmy i zawsze będziemy razem poza boiskiem.
Twoi bracia też chyba jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, jeżeli chodzi o piłkę na wysokim poziomie?
Trochę mnie dziwi, że ani Mateusz ani Krzysiek nie dostali propozycji z wyższej ligi. Przecież we trójkę strzeliliśmy chyba ponad 30 goli dla MKS SCA w minionym sezonie. Cała nasza trójka była w bardzo dobrej dyspozycji, zresztą jak cały zespół. Krzysiek strzelił ponad 10 bramek i zanotował co najmniej dwa razy tyle asyst. Trochę to dziwne, bo jak patrzę na piłkarzy grających w I i II lidze, to wiem, że moi bracia biją ich na łeb na szyję. Myślę, że Janusz też nie powiedział ostatniego słowa i jeszcze trochę pogra w piłkę na poważnym poziomie.
Kilka lat temu rozmawialiśmy o twoich planach na przyszłość i mówiłeś, że chciałbyś grać w Śląsku, ale to nie jest szczyt marzeń. Czy coś się zmieniło?
Oczywiście priorytetem jest w tej chwili Śląsk Wrocław i chciałbym sobie wywalczyć stałe miejsce w wyjściowej jedenastce. Nie ukrywam jednak, że skorzystałbym, z opcji wyjazdu do mocniejszej ligi na zachodzie, gdyby była taka możliwość. Mam nadzieję, że klub ze stolicy Dolnego Śląska będzie tylko stacją pośrednią, a nie docelową.
Jesteś teraz przykładem dla wielu młodych piłkarzy, kopiących futbolówkę na oławskich Orlikach. Gdybyś miał im powiedzieć, jaka jest recepta na sukces, to co według ciebie jest najważniejsze?
Najważniejsza jest ciężka praca na treningach i to jest punkt wyjścia. Ale nie można się ograniczać tylko o wyłącznie do treningów, ale trzeba też pracować indywidualnie. Teraz kiedy jestem w Śląsku, to nie mam na to czasu, ale wcześniej, kiedy czułem pewne braki, to sam je nadrabiałem. Jeżeli ktoś myśli o poważnym graniu w piłkę nożną to musi zapomnieć o używkach, typu alkohol, papierosy i narkotyki. Ważny też jest trener, na którego się trafi. Ja miałem szczęście, że w juniorach pracowałem z trenerem Krystianem Pikausem, który bardzo dużo z nami rozmawiał indywidualnie. Każdy jest inny i obecny trener Foto-Higieny Gać to rozumiał. Kogo trzeba było opieprzył, a drugiego przytulił. Podobny był śp. trener Nabiałczyk.
Komu zawdzięczasz to gdzie teraz jesteś?
Przede wszystkim swoim byłym kolegom z MKS SCA Oława i trenerowi Smółce, bo to dobra gra całego zespołu, sprawiła, że ja się wypromowałem. Dzięki temu zauważyli mnie trenerzy Śląska Wrocław. Wszystkich tych ludzi chciałbym gorąco pozdrowić i życzyć im wszystkiego dobrego w nowych klubach, aby święcili w nich same sukcesy.
Dziękuję za rozmowę i życzę ci samych sukcesów w barwach wrocławskiego Śląska Wrocław.
[MECZ]